Po sezonie na motocyklu i jakis jedenastu sezonach osobowka, chcialbym podzielic sie kilkoma przemysleniami o jezdzie na jednosladzie i zachowaniach kierowcow na drodze.
Spojrzmy na motocykliste oczami kierowcy puszki. Motocykl: krotsze od "prawdziwego pojazdu", waskie tak, ze nie ma gdzie torebki polozyc, halasuje, trzesie sie na wybojach, ktorych w SUV-ie nawet nie zauwazysz. Mimo wszystko, jedzie takie ze wszystkimi. Jak jedzie, to trudno, trzeba sie z tym pogodzic, ze nie ma sie calej drogi dla siebie.
Poki co, emocje neutralne, z doza sceptycyzmu.
Bezpieczna jazda na tej samej drodze co motocykl oznacza, ze trzeba mu zostawic troche miejsca. Na tym samym pasie, obok, sie czlowiek nie zmiesci, wiec musi jechac za nim. W bezpiecznej odleglosci 3-6 metrow (w miescie, w gestym ruchu).
Wiec, z grubsza patrzac, motocykl zajmuje na drodze dokladnie tyle samo miejsca, co samochod. Dodatkowo taki motocykl hamuje sprawniej. przyspiesza szybciej i nigdy nie wiadomo, co mu do lba strzeli - jest wiec potencjalnie wiekszym zagrozeniem na drodze i trzeba na niego bardziej uwazac, niz np. na Focusa MK I, ktory ze stoickim spokojem toczy sie w tym samym zakorkowanym miescie.
Sceptycyzm przeradza sie w lekka irytacje. Ale poki ktos sie trzyma regul panujacych na drodze, wszystko jest ok.
Dodatkowo, gosc (albo babka) na motongu jest nieopancerzony. Motocykliste bardzo latwo przeniesc na wozek inwalidzki. Niezaleznie od tego, kto bedzie winny wypadku, z punktu widzenia osobowki (albo TIRa), motocyklista zawsze sie prosi o wiekszy uszczerbek na zdrowiu, niz to niezbedne.
Dla puszkarza motocyklista w ogole jest jak szesnastolatek na rozklekotanym litrze bez ABSu, bez kasku, dla kogos na nowej maszynie z kontrola trakcji, w nowym Schuberth'cie i ciuchach z poduszka powietrzna.
Irytacja zaczyna sie wydawac uzasadniona. A jeszcze motocyklista nie zrobil niczego niezwyklego na drodze.
Wspominalem juz, ze z grubsza motocykl zajmuje tyle samo miejsca na drodze, co samochod? Nazwijmy wiec Uzytkownika Drogi ogolnie [UD]. W zasadzie wszystko jedno, czy to moto, czy samochod, dla przykladu wygrzebalem z Internetu zdjecie pogladowe kierowcy osobowki, wraz z samochodem:
Podkreslam - [UD] moze byc albo motocyklem, albo samochodem - to wszystko jedno z punktu widzenia kultury na drodze!
Chcialbym Wam przytoczyc kilka scenek rodzajowych:
Jesli jedziesz szeroka droga, zatrzymujesz sie na swiatlach, na twoim pasie, a z lewej podjezdza [UD], staje na tych samych swiatlach, po czym dynamicznie spod nich rusza, byle sie przed ciebie wepchnac, to raczej jest bucem, nie?
Jedziesz droga w miescie, wzdluz zaparkowanych samochodow. Przed toba swiatla, tuz przed swiatlami nikt nie parkuje na prawym pasie. Grzecznie stajesz na czerwonym swietle, a z prawej podjezdza [UD] i gdy tylko pokaze sie zolte, na pelnym gazie, z piskiem opon [UD] sie przed ciebie wciska. To dopiero musi byc ciul! Mysli, ze jak ma wiekszy silnik, to mu wolno!
Sznur samochodow, srodek miasta, trzypasmowka, z czego lewy pas jest pusty, bo wszyscy wiedza, ze co skrzyzowanie sluzy wylacznie do skretu w lewo. [UD] jedzie nim ile sie da, a w ostatnim momencie, przed swiatlami zmienia pas na srodkowy. I jeszcze sie cham cieszy, jak on sprawnie jedzie...
Ogolnie:
Jesli [UD], taki jak na zdjeciu, co drugie swiatla robi przygazowke na postoju, albo rusza z piskiem opon i sie z tego cieszy, to budzi u innych albo agresje, albo politowanie. Mistrzem savoir-vivre'u na pewno nie jest.
Poza miastem, wszyscy jada 90 km/h, zwalniaja w terenie zabudowanym do 80km/h. Dwa pagorki dalej majaczy sie gminny autobus i wiadomo, ze wyprzedzic go mozna tylko pojedynczo, jesli akurat jest miejsce. Niczym nie zrazony [UD] wyprzedza kolejne auta, w miare wlasnych potrzeb wciskajac sie w sznur jadacych cierpliwie samochodow. Chyba nikt go za to nie polubi.
Moral:
Nie jest wazne, czym jedziemy. Motocykl jest w ruchu jak samochod. Nie badzmy [UD], bo ta wstepna irytacja moze przerodzic sie w cos niedobrego.
Motocykle:
Osobiscie jezdze glownie po miescie, czasem jakis wypad za miasto, raz do roku wyjazd w trasse pow. 1000km. Kupilem sobie 800tke i staram sie jezdzic w miare ostroznie. Doszedlem do wniosku, ze moc, ktora ma moj motocykl, jest mi absolutnie niepotrzebna. Do codziennej jazdy z powodzeniem by starczyla 250tka. Do miasta i na lokalne drogi nawet 125tka bylaby wystarczajaca - i tak pierwszy rusze spod swiatel.
Teoret. moge pojechac pow. 200km/h, Tymczasem nie ma gdzie, albo nie ma sensu jechac na motocyklu wiecej niz 130km/h, a to i tak na autostradzie. Z reszta, powyzej 100km/h sie robi glosno, wieje. Nie jechalem wiecej niz 170 nawet raz. Jak czesto jezdzicie na tor? Ja w ogole.
W miescie 50km/h mozna osiagnac i 50tka. Do dynamicznej jazdy po miescie starczy kilkanascie koni mechanicznych, ale sto jest zupelnie niepotrzebne!
Tu pojawia sie zwykle argument, ze "nadmiar mocy nie szkodzi, a moze sie przydac". Tylko ze do tej pory mi sie nie przydal, a sytuacje, w ktorych bylby potrzebny wynikaja ze zbyt agresywnej lub nieostroznej jazdy. Nikt nie kaze wyprzedzac tu i teraz. Jesli musisz sie zdac na ten nadmiar mocy, to znaczy, ze zostawiasz sobie za maly margines bledu - taki, ktory nie przystaje do realiow drogowych. Tak jak samochodem w praktyce nie wykorzstasz dwustu-dwustupiecdziesieciu koni, tak na motocyklu nie ma co sie pchac w siedemdziesiat lub wiecej. Chyba ze koniecznie chcemy dojechac dwa razy szybciej do nastepnych swiatel.
Duzo tekstu, moze ktos przeczyta - zapraszam do dyskusji.