Komentatorzy napisał(a):Może już za stary jestem bo nigdy nie zaakceptuję wszystkich tych elektronicznych cudów w motocyklu i to z kilku powodów: Kiedyś człowiek miał satysfakcję nie tylko z jazdy ale również z wygranej walki z maszyną.Opanowany potworek który kręcił kołem po deszczu,bezbłędne stoppi bez motonga na plecach czy długie welly przy 180/godz świadczyły o opanowaniu maszyny i dawały powody do satysfakcji.Co jeździ na dwóch kołach w końcu się przewróci,w takim wypadku koszt naprawy bez obecnych udziwnień był bez porównania niższy niż obecnie.Wiadomo postęp jest konieczny i w motocyklach więc jestem w stanie przeboleć układy wtryskowe ale nie zmienia to faktu że gaźniki można było opanować nawet na drodze a awarię wtrysku trzeba usuwać w serwisie za ciężkie pieniądze.No cóż, motocykle stały się symbolem luksusu i mody wśród nowobogackich więc fabryki nie mają innego wyjścia jak instalacja wszelkich elektronicznych cudów by się nie pozabijali niemniej to co produkują obecnie nie jest już w stanie dać starym motocyklistom tego co dawały im prymitywne stare motocykle...<br><hr>marian65<br>
Komentatorzy napisał(a):Nie zgadzam się z Tobą ale oczywiście szanują Twoją opinię. Też nie jestem już młody. Moim pierwszym motocyklem była JAWA TS 250, później ETZ 251, a później było już tylko lepiej
Moje pierwsze motocykle uważałem za cudo i nadal wspominam je z rozrzewnieniem, chociaż JAWA praktycznie nie hamowała, nie mówiąc o chimerycznym silniku (zapłon). ETZ była nowocześniejsza ale też nie była pozbawiona wad. Motocykle te dały mi wiele frajdy z jazdy ale też kosztowały mnie wiele nerwów. Pamiętam, kiedy wyjechałem z salonu moją pierwszą Yamahą Fazer. To był skok w inną epokę. Czerpałem i czerpię o wiele większą frajdę z jazdy nowoczesnymi motocyklami. Nie ukrywam, że na mokrej nawierzchni czuję się trochę lepiej, kiedy wiem, że oprócz moich umiejętności nad motocyklem czuwają jeszcze systemy elektroniczne. Oczywiście nic nie zastąpi dobrego motocyklisty ale jeśli może pomóc, to czemu nie. Ja nie uważam, że aby czerpać przyjemność z jazdy trzeba "walczyć" ze swoim sprzętem. Przeciwnie, uważam, że dopiero kiedy całkowicie zespolisz się ze swoim motocyklem, kiedy stanowicie zespół, a nie przeciwników, wtedy czerpiesz prawdziwą radość z jazdy. Stanowicie wtedy jedność i każdy przejechany kilometr wyzwala tą nieopisaną radość, której nigdy nie zrozumieją Ci, którzy nigdy nie prowadzili motocykla. Pozdrawiam! <br><hr>Gnypek<br>
Zgadzam się ze słowami:
Nie ukrywam, że na mokrej nawierzchni czuję się trochę lepiej, kiedy wiem, że oprócz moich umiejętności nad motocyklem czuwają jeszcze systemy elektroniczne.
Ale zupełnie nie zgadzam się z tymi:
Ja nie uważam, że aby czerpać przyjemność z jazdy trzeba "walczyć" ze swoim sprzętem. Przeciwnie, uważam, że dopiero kiedy całkowicie zespolisz się ze swoim motocyklem, kiedy stanowicie zespół, a nie przeciwników, wtedy czerpiesz prawdziwą radość z jazdy.
Jeśli walczysz, to znaczy, że jeszcze nie stanowicie zespołu i nie rozumiesz maszyny.
Poza tym nie zauważasz, że z sytemem kontroli trakcji, w zespole są 3 osoby, Ty, motocykl i kontrola trakcji.
To już nie to samo. Nigdy nie przewidzisz jak ta trzecia osoba się zachowa. A ponieważ wpływa cały czas na przeniesienie momentu na koła kontrola nad motocyklem jest paradoksalnie mniejsza.
To tak jak z ABS, wolę go nie mieć i wiedzieć kiedy uślizgują mi się koła, bo mam nad tym kontrolę a mózg szybko uczy się tej granicy. Z ABS, kontroli nad hamowaniem praktycznie się nie ma.<br><hr>Jacek