Czy to była gleba, czy parkingowa wywrotka, sam nie wiem. A mianowicie tak: Dojeżdżam do skrzyżowania do prawej strony jezdni, zatrzymuję się i przepuszczam tych co powinienem przepuścić. W tej samej chwili kierowca Scanii zatrzymuje się obok mnie. Zaczynamy ruszać, a on na mnie skręca tak, że kładę maszynę, daję po klaksonie i odstępuję od moto, żeby mi na nogi nie najechał. Koleś wybiega, pyta czy nic się nie stało, mówi, że mnie nie widział jak tam stałem
. Jako, że miałem dobry dzień, podnoszę motocykl (pomógł mi) sprawdzam czy coś gdzieś się nie urwało, tudzież porysowało i żegnamy się, bo wszystko ok
Może i mnie nie widział rozumiem, a może myślał, że ruszę jak na wyścigach na 1/4.
Morał z jako taki, by uważać na Scaniaki