Cześć wszystkim
Na wstępie chciałbym się pochwalić, że jakiś czas temu podjąłem decyzję, że wypadałoby się zaopatrzyć w dokument prawa jazdy kat. "A" skoro poruszam się motocyklem. W tym celu zapisałem się na egzamin ( kurs robiłem rok temu )
W dniu dzisiejszym nastąpił moment kulminacyjny i odbył się mój egzamin teoretyczny oraz praktyczny
Teoria zdana elegancko: 18 na 18
Po godzinie oczekiwania doszło do egzaminu praktycznego: oczywiście start na placu manewrowym.
Byłem happy bo gościu wydawał się być w porządku, inny zdający przede mną miał wszystko wytłumaczone, polecenia były jasne itp
Myślę sobie: to jest mój dzień!
"Kolega" zaliczył plac manewrowy i przyszła kolej na mnie.
No i zaczęły się schody...
Wylosowałem 2 pytania: jak się sprawdza poziom oleju w moto oraz sprawdzenie świateł mijania.
No i zaczynam. Czynności które wykonałem odpowiednio to:
-wskazanie palcem na korek wlewu oleju
-ustne udzielenie informacji iż należy korek ten wykręcić, oczyścić np. szmatką, z powrotem nałożyć, unieść i odczytać poziom ze skali
będącej w tym przypadku integralną częścią korka wlewu oleju. Poziom oleju powinien być w zakresie pomiędzy "LOW" a "MAXIMUM", a podczas wykonywania tej czynności motocykl nie może znajdować się w pochyle.
Egzaminator stwierdził, że to jest błędna odpowiedź, zasugerował że sprawdzam nie to co trzeba. Myślę sobie: "co do h***?? jakiś inny model moto podstawili, coś się zmieniło?" Faktycznie, jesli chodzi o mechanikę pojazdów to moja wiedza jest minimalna, ale od razu zacząłem się przyglądać czy przypadkiem nie ma gdzieś "oczka" gdyż w niektórych motocyklach takowe jest stosowane... sprawdziłem nawet po drugiej stronie moto czy go nie ma (... oczywiście nie było, więc wróciłem z powrotem i udzieliłem raz jeszcze odpowiedzi takiej jak poprzednio. Egzaminator uznał to za błąd ( jeden jest dopuszczalny ), poinformował mnie o tym, więc już zrobiło mi się gorąco. Normalnie, gdybym wyłożył się na drugim pytaniu to musiałbym powtórzyć odpowiedź na pierwsze pytanie, ale że tak nie było to egzaminator rozpoczął oficjalnie powtórzenie tej części egzaminu.
Tym razem udzieliłem innej odpowiedzi. Sformułowanie "Korek wlewu oleju z funkcją miarki poziomu oleju" zastąpiłem po prostu słowem "miarka"... UDAŁO SIĘ.
Przeszedłem potem do drugiego pytania, oraz sam z siebie opisałem zagadnienie związane z naciągiem łańcucha... ( podobno trzeba zawsze o tym powiedzieć, chociaż nigdy o to się nie pytają wprost ) Te odpowiedzi również były prawidłowe.
Następnie egzaminator wydał mi polecenie "Proszę przygotować się do jazdy" ( byłem już ubrany ). Zatem dosiadłem tą zacną maszynę, sprawdziłem lusterka, pomachałem kierownicą, sprawdziłem hebel&amortyzator, głowa i ruszyłem.
Nie przejechałem nawet pół metra gdy usłyszałem, że egzamin został niezaliczony.
Co się okazało: pominąłem pewną czynność... przepchnięcie moto na wył. silniku na odcinku 5 metrów... No kur**, rzeczywiście o tym zapomnialem ale polecenie egzaminatora było "Proszę przygotować się do jazdy". Nawet w pytaniach z teorii jest jedno które porusza to zagadnienie i czynność pchania moto nie jest wymieniona...
Podsumowując: chciałbym się spytać o waszą opinie: czy wg. Was korek wlewu oleju z funkcją miarki to błędna definicja nazwy tego elementu czy jednak sama "miarka" jest tym lepszym określeniem ??
Jak już wspomniałem, moja wiedza nt. mechaniki wszelkich pojazdów jest bliska zeru, ale tak na logikę... No to kurna jest to korek bo po pierwsze: ma gwint, a po drugie zabezpiecza przed dostaniem się ciał obcych do środka zbiornika oleju ?? Czyż nie ?? Cały dzień nie mogę tego przeboleć...
Ponadto mam zastrzeżenia do tego polecenia egzaminatora "proszę przygotować się do jazdy moto". Od kiedy przed rozpoczęciem jazdy wykonuje się tą czynność jako tą będącą przygotowaniem do jazdy?? Rozumiem, lusterka, światła, amor, płyn hamulcowy rozejrzenie się itp: TAK, ale nie jeb** pchanie moto. Polecenie było wg. mnie błędne. Czy takie zachowanie egzaminatora jest dopuszczalne ??
Odnośnie polecenia dot. poziomu oleju, dodam, że egzaminator trzykrotnie poddał pod wątpliwość moją odpowiedź zadając mi pytania typu: " Czy jest Pan pewien" itp. co między innymi spowodowało szukanie przeze mnie po drugiej stronie moto tego ewentualnego oczka do sprawdzania poziomu. Po pierwszym i drugim zapytaniu: egzaminator słyszał ode mnie krótkie "TAK", dopiero za trzecim razem doszło do istnego wyprania mojego mózgu co spowodowało, że zacząłem szukać także z drugiej strony.
Generalnie jestem załamany. Jak już wspomniałem kurs skonczyłem rok temu, ale na wszelki wypadek wykupiłem sobie 3 h lekcji doszkalających ( wiadomo, jazda na co dzień, a jazda egzaminacyjna to dwie różne rzeczy ) co kosztowało mnie 150 PLN, egzamin 150 PLN. Pomijam fakt straconego dnia, urlopu w pracy itp.
Po powrocie do domu zacząłem szukać szerszych informacji na temat przebiegu egzaminu na placu manewrowym i wiecie do jakich wniosków doszedłem: jest tyle niejasności, że mogę 100 razy podchodzić do egzaminu i za każdym razem mogę go oblać. Wystarczy zwykła gra słów, a brak twardych zasad, które eliminują możliwość luźnej interpretacji zasad przebiegu tego egzaminu, sprowadza mnie do roli niewolnika, którego los jest uzależniony od kaprysu egzaminatora...
O to kilka przykładów:
- czy np. należy włączyć kierunek przy slalomie ?
- kiedy i na jaki sygnał wykonuje się hamowanie awaryjne i do wyznaczonego celu
- jak powinno brzmieć polecenie egzaminatora dot. wykonania "ósemki i slalomu". Egzaminator może obie te figury połączyć w jedną i wtedy zamiast dojeżdżania do ósemki w linii prostej wzdłuż pachołków wykonuje się po prostu zwykły slalom.
- plac manewrowy nie ma jasno wyznaczonych granic. Gdzie np powinienem zawrócić po wykonaniu podjazdu pod górkę w celu oczekiwania na polecenie dot. hamowania awaryjnego. ( teoretycznie zatrzymać się nie mogę, chociaż koleś zdający przede mną zawrócił, wykręcił ponownie obok egzaminatora i się zatrzymał i dopiero uprzejmy dla niego a nieuprzejmy dla mnie szanowny Pan egzaminator wskazał mu jaką czynność powinien wykonać)
- jakie czynności wchodzą w skład przygotowania się do jazdy? Skoro wylosowałem wcześniej pyt. dot. kierunków, to czy teraz przed ruszeniem na nowo powinienem je również sprawdzić.
- czy przed "włączeniem się do ruchu" na placu powinienem to zasygnalizować mrygnięciem lewym kierunkiem.
Uwierzcie mi, byłem tak przerażony po dzisiejszym egzaminie że pół dnia grzebałem w necie i szukałem info na temat przebiegu egzaminu i im bardziej zagłębiałem się w zasady tym więcej wynajdywałem takich zagwostek. Przeglądając neta oczywiście informacje gromadziłem ze stosunkowo wiarygodnych stron typu: WORD, MORD, youtube ( filmiki udostępniane przez OSK lub firmy przygotowujące materiały szkoleniowe ) itp.
A co Wy sądzicie o tym wszystkim ?
Może ktoś z Was miał podobny problem ?
Czy jesteśmy uzależnieni od kaprysu egzaminatora ?
Jak się sprzeciwić nieetycznemu postępowaniu Panów w koszulach w kratę
( czekając na egzamin doszedłem do tego wniosku
)
Zapraszam do dyskusji
Podejrzewam, że wątków na ten temat na wszelkiego rodzaju forach internetowych jest wiele, ale z tego co zauważyłem to dot. one głównie spopularyzowanej kat. B.
EDIT: nadal nerwy mnie nie opuszczają.
Właśnie oglądam filmik na pewnej stronce o bajecznym tytule "Jak zdać egzamin..."
http://www.spryciarze.pl/zobacz/jak-zdac-egzamin-praktyczny-kategoria-a-cz-1-z-3
(otwórz link)
Część która mnie zainteresowała to fragment od 3 minuty do
W tym czasie zostają wymienione kolejne etapy tej częsci egzaminu.
Zatem kolejno mamy:
- Sprawdzenie stanu technicznego pojazdu
- przepchnięcie moto ( około fragmentu 04:03 pada info, że przed przystąpieniem do kolejnego etapu tj. przygotowania się do jazdy należy ów motor przepchnąć)
- przygotowanie się do jazdy
I tu pytanie: jaka jest różnica pomiędzy 1. a 3. etapem po za:
- "kiwnięciem głową" przed ruszeniem
- zapięciem biegu
- i samym ruszeniem ?
Dlaczego w moim przypadku egzaminator po zadaniu mi dwóch wylosowanych przez komputer pytań, które uzupełniłem informacją o łańcuchu, wydał mi polecenie "przygotowanie się do jazdy" (zamiast "proszę sprawdzić stan techniczny pojazdu").
Na podstawie tego filmiku stwierdzam, że nawet nie wykonałem w pełni pierwszego etapu. Zakończyłem na łańcuchu, chwila ciszy i słyszę polecenie "proszę przygotować się do jazdy. Wg mnie egzaminator powinien albo milczeć, albo zapytać się czy uważam że wykonałem wszystkie wymagane czynności dla danego etapu. Gdybym powiedział, że tak to powinien nakazać mi przepchnąć moto i dopiero w chwili gdy zacząłbym to robić powiedzieć że nie zdałem, bo oprócz łańcucha nie sprawdziłem pozostałych elementów.
Swoją drogą nasuwa się kolejne pytanie: czy egzaminator musi wydawać polecenia, jak powinny one brzmieć, czy może wprowadzać w błąd.
Zadanie pierwsze wg tego filmiku dzieli się na 3 etapy. Ale równie dobrze można podzielić je na dwa i przepchnięcie zakwalifikować np do czynności związanych ze sprawdzeniem stanu technicznego pojazdu.
Ok, nawet jeśli po zadaniu pytań wydałby polecenie: "proszę przystąpić do kolejnego zadania ( trzyetapowe )" to chyba nie powinien przeskakiwać z niedokończonego(??) pierwszego etapu na trzeci.
Teraz wyobraźcie sobie, że egzaminator zacznie używać słów typu "zadanie" / "etap" w odwrotnym kontekście i pranie mózgu gotowe.