Dokładnie. Ekolodzy najbardziej czepiają się pojazdów prywatnych. Nikt nie myśli o spalinach jakie zostawia za sobą samolot, prom kosmiczny czy kontenerowiec. Przecież statki spalają odpady po tym co zostało z przetworzenia ropy naftowej. Spalają wielkie ilości paliwa. Tak samo samoloty. Tam nie ma mowy o litrach paliwa, a o tonach. Myślę, że jest to specjalnie wprowadzana moda, aby zmienić trendy w handlu. Ekolodzy na pewno jeżdżą pojazdami elektrycznymi, które nie wydzielają w ogóle dwutlenku węgla. Czy ktoś pomyślał, w jaki sposób w Polsce i w większości państw wytwarza się energię elektryczną? Odpowiem - ze spalania węgla. Chyba nie muszę dodawać, że produktem spalania jest między innymi dwutlenek węgla. Pomijając ten aspekt - dlaczego samochód elektryczny jest dużo droższy od zwykłego? Przecież to nie zachęca do bycia "ekologicznym". Płacimy więcej za taki sam samochód, różniący się od takiego z silnikiem benzynowym, tym, że nie wydziela CO2, ma mniejszą przestrzeń bagażową, którą ograniczają baterie, ma ograniczony zasięg, bo po przejechaniu określonej liczby kilometrów trzeba ładować baterie przez kilka godzin i ma ograniczony czas przydatności, bo po ok 5 latach baterie są do wyrzucenia, ponieważ wydajność ich spada o ponad połowę (wiem to, gdyż jestem mechanikiem i miałem przyjemność zajmowania się samochodami elektrycznymi).
Ciekaw jestem również, czy "ekolodzy" mają świadomość tego, że nawet nasza Planeta Matka wydziela CO2. I to większe ilości niż transport prywatny. Oddychając, też wydzielamy CO2, a jednak nikt nie zabrania nam oddychać, ani nie ogranicza naszych oddechów do iluś na minutę.
Zastanówmy się więc, czy ideą ekologii jest wprowadzanie coraz to bardziej rygorystycznych norm dla samochodów i motocykli, czy przysłowiowej "dziury w całym" powinniśmy dopatrywać się gdzie indziej.
Trochę się rozpisałem, ale w tym temacie podzielam zdanie autora tekstu. Resztę pozostawiam do przemyśleń innych
<br><hr>Mariano