Invinciblee napisał(a):GS pewnie mniej spali. GS będzie się mniej psuł. Właściwie to jeśli nie kupisz miny to wcale nie będzie się psuł. GS'em jeździ się o mylion razy lepiej. To tak jakby porównywać Malucha do Golfa I lub II.
To bardzo dobre porównanie.
Jeszcze co do przegrzewania: Jawą gościu jechał na Krym. Linka nawet ja na tym forum wrzucałem. Jeśli czytałeś uważnie jego relację powinienes wiedzieć ile jednoraowo kilometrów trzaskał. Jeśli zaś doczytałeś do końca powinieneś też wiedzieć w jakim stanie był jego motocykl jak wracał - m.in. sprzęgło.
Simsonkiem 150km bez przystanku - owszem też można. I MZ-ką można, może nawet i 500km i więcej. Tylko pytanie czy się nie zatrze. Albo sprzęgło nie klęknie. Albo w najlepszym wypadku nie przyspieszy to jej remontu.
W MZ jeden gar o poj. 250ccm, dwusów chłodzony powietrzem.
Uwierzcie mi, przeszedł przez moje ręce w tamtych latach niejeden motocykl, co prawda MZ-ki nigdy nie miałem ale WSK-i, Jawy, CZ-tki owszem. A to konstrukcyjnie takie same silniki. I wiem o czym piszę na własnym przykładzie a nie na zasadzie zasłyszanych bądź przeczytanych w necie informacji. Jeździłem na przeróżnego rodzaju pojazdach z silnikiemm (bo motocyklami bym tego nie nazwał) od 83 lub 84 roku, już nawet dokładnie nie pamiętam. A były to czasy gdy części praktycznie nie można było dostać żadnych, pod oponę wytartą do zera że dziury wychodziły wklejało się kawałek innej aby gołą dętką po asfalcie nie latać. Benzyna była na kartki, limit był 5l na miesiąc o ile dobrze pamiętam. A więc na legalu można było mniej więcej 100km przejechać. Jeszcze nawet mixolu nie wynaleźli, lało się Lux do baniaka, były specjalne dystrybutory oleju, miarki, następnie do bańki, do tego benzynkę 78 oktanów i się w bańce mieszało. Ale to tak na marginesie, taki mały OT coby Wam przypomnieć że nie zawsze było tak lekko jak teraz. Więc zrozumcie że w tamtych czasach każdy dbał, chuchał i dmuchał na swoje sprzęcicho jak tylko mógł i nikomu do głowy by nie przyszło aby zarzynać swój motocykl robiąc więcej niż 50km bez przystanku powodując jego przegrzanie. Remont to było duże wyzwanie, dostanie jakichkolwiek części graniczyło z cudem.