ok, napisze tutaj jak na razie, przeglądałem wątek wypadki(przynajmniej kilka stron) i miałem taki zamysł żeby tam to wrzucić ale z tego co widziałem przeważnie są wklejane linki na temat info z gazet/tv/ portali. dlatego wolałem nie wychylać się przed szereg.
szlify były niestety dwa.
miejsce: miasto Garwolin pierwsze światła od wawy
pierwszy 4-go dnia od odbioru maszyny i 750 km przejechane
pogoda dobra, pochmurna z przejaśnieniami była, fakt który się liczy to że parę poprzednich dni padało i wymyło brud/piasek z asfaltu, zwróciłem na to uwagę że leży po bokach i na środkach skrzyżowań, niestety miasto u mnie zaniedbuje sprzątanie jak widać.
dołączam rys z sytuacjami żeby łatwiej było się domyślić jak to wyglądało:)
więc tak, jechałem od mechanika w sprawie katamaranu i zbliżam się do krzyżówki prędkość maks 50/h mam skręcać w lewo do centrum, jak widać na rysunku z każdej strony są pasy do tego przeznaczone, no ale zerkam i dostrzegam wysyp studzienek/jadąc katamaranem jakoś nie zwracałem na to uwagi:-/
wiec postanawiam dać prawym pasem co by je ominąć i spokojnie skręcić, oczywiście byłem z tej strony sam na krzyżówce, nic przedemną i za mną. wiec skręcam w lewo, lekki pochył i dohamowanie , i czuję jak się przód spode mnie wysuwa a po chwili motor, lecąc już pomyślałem 'k*** już porysowałem'
wywrotka prawie w miejscu wiec miałem koło 30km na liczniku w tym momencie jak poszedłem na lewy bok, wstaje podnoszę maszynę i zbiegam z nią z krzyżówki,
akcja jak w komedii trwała razem z 10-15 sekund jak bylem na chodniku i patrze co mi jest i myślę co się stało, studzienek z tego co teraz pamiętam jest około 10-12 na odcinku nie całych 20 metrów miałem fart bo były w większości zapiaszczone, ale to pół biedy, ostatnia której nawet nie widziałem jak się okazało była jako jedna nie pożebrowana jak normalne tylko po prostu metalową płyta po której nie miał jak zsuwać się piasek ani spływać woda
suma sumarum, koło pochylone, masa na przodzie/ bo hamowałem, ciut piasku na płycie i gleba, wina moja i tyle, nie dojrzałem przejechałem i nie pomyślałem:)
sprawa druga to wracałem z mazur, koniec wakacji, zadowolony że fajnie się pływało parę dni na żaglach jechałem sobie spokojnie 50-70km/h , dla ftajeemniczonych:) to był trakt sztynorcki, w strone giżycka, pogoda dobra, asfalt kiepski połatany dlatego jechałem spokojnie i bez szaleństw,
dojeżdżam do lasku przedemną jedzie stara mazda, chce ją wyprzedzić migacz i delikatnie daje gazu,
nagle ten daje w lewo i włącza kierunek, i zaczyna skręcać,
jestem parę metrów za nim i szybka myśl żeby dać do prawej i pójdę po lini koniec pasa/piasek przed rowem, wiec hamulec, klakson, i daje w prawo,
w tym momencie łoś mnie dojrzał i później mówił że chciał mnie puścić i daje do prawej w momencie kiedy już prawie stałem, i niestety żeby znowu nie grzmotnąć dałem ciut w prawo. trawa,opona, hamulec i rów. mysl ' ku** znowu leże'
podnoszę się i ten wyskakuje gadając ze mnie nie widział!! bez komentarza, pomimo ładnej pogody, i małej prędkości, prostej drogi, ten sobie skręcał nagle w las. wina moja bo mogłem lepiej zachamować i mogłem po trąbić jak wyprzedzam na takich drogach:-/ a ze lewa strona była po szlifie, i tak mieli mi to samo wymienić jakoś się cieszyłem i tym że chodzi i nie cieknie, że mogę jechać, tutaj już był lekki szok, bo jak jechałem to było mi cały czas zimno i miałem dreszcze do domu, a pogoda była koło 15`.
pomógł mi wypchać motor, lusterko lewe i czacha z lewej strony pęknięta, zebrałem w plecak i w drogę do wawy i dalej. wtedy jechałem spokojnie w granicy 120km/h i mi spalił 5 litrów o których mówiłem.
10 lat jazdy i ćwicząc ósemki etz 250 mialem tylko kilka mocny podparć, żadnego wypadku, i w ciagu 6 tygodni miałem dwa:-/ doceniam to ze mam AC i mam nadzieje że następne lata będą już spokojniejsze,
trochę się rozpisałem:)
pozdr