Chodzi mi o sytuacje, z której wychodzi się bez szwanku, ale można najeść się sporo strachu - z własnej winy! Tematów gdzie winni są inni jest pełno. Mnie czasem zdarzają się (nie tylko na moto) sytuacje (spowodowane własną głupotą) które potrafią nieźle wystraszyć.
np. mocno się raz 'przejechałem' w niby zwyczajnej sytuacji. dojechałem pomiedzy stojacymi puszkami do swiatel i czekam. po prawej ciezarowka, po lewej audi a4, do tego deszcz. zapatrzylem sie na audice (nowa, zajebista) a tu nagle zielone i wszyscy ruszają. nie chciałem zostać w potrzasku wiec chcac szybko uciec ze 'szczęk' dalem troche po piździe zeby nadgonic i szybko wyprzedzic przynajmniej ta ciezarowke(wbic sie przed nia).troche reka za bardzo przekrecilem i nagle tył na ostro mi leci to na lewo to na prawo i to pomiędzy tymi autami! jakoś z tego wyszedłem ale się strachu najadłem co nie miara. teraz jak juz się zagapie na swiatlach to nie nadganiam tylko staram sie wbic gdzie mnie puszczą...
inny (chyba juz klasyczny) przyklad - jedzie ciezarowka na jednopasmowce daleko z przodu, widac ze powoli. dojezdzam do niej, upewniam sie ze z naprzeciwka nic nie ma,zaraz sie zabiore za wyprzedzanie (takie charakterystyczne nakręcanie się tuz przed wyprzedzeniem
) a tu nagle koles jeszcze bardziej zwalnia. no to ja siupa na lewy pas i sie okazuje że on jakas babcie przepuszczał na pasach ktorych wczesniej jakos nie widziałem... za szybko jechałem zeby sie zatrzymac, wiec tylko smignalem tuz przed babcią i sam sie o mało co nie wywaliłem z wrazenia. nic się nie stało, ale uczucie nie do zapomnienia.
Po czymś takim najlepiej się zapamiętuje żeby danej rzeczy nie powtarzac, ale wolałbym nie próbować wszystkiego na własnej skórze. Dajcie tez jakies swoje przykłady nie do powtarzania.
Grunt to żeby pomyśleć "o Boze, nigdy więcej" a nie "uff, znowu sie udało"