dzisiaj wiczorkiem pozwoliłem i postanowiłem sobie posmigac na moto. wrociłem z pracy dosc późno bo po 19, i bylem w złym nastroju, zdenerowany, pomyslałem wiec, może żeby wsiasc na moto bo to jedynie mi sie chciało, no i dawno nie smigalem. na zewnatrz temperatrua całkiem wporzo. wiec ubrałem sie jak nalezy, rozgrzałem machine i jazda.
jade jade, i już czuję się lepiej
, odkręcam maneta i banan na twarzy jakich mało w dzisiejszym i ostatnich dniach miałem. a moto, tak pięknie czułem. jazda była o wiele przyjemniejszcza, to w sumie wiadome po przerwie w jeździe 5 dniowej. no cudasznie sie jechało, ale po jakichs 7 km zaczołem odczuwac uroki październikowej pogody,mysle sobie, tak ciepło ,fajnie co to "Tą pogode chyba poj****o" zaczoł padac deszcz, a tak dazyłem do odcinka mojej trasy gdzie sa fajne winkle, no ale naszczescie po jakichs 5 km przestało padac i smigałem dalej. moje zadowolenie było na dobrym poziomie, a gdy juz dojechałem do odcnika gdzie sa takie fajne winkle no to juz happy na maxa
jade dalej, byłem juz blisko domu, no i hamuje nieco przed zakretem i skąłdam sie dosc mocno, wczesniej asflat był suchy aż tu nagle znowu zaskakująca natura , na pewnym duzym fragmencie asflat mokry jak nie powiem co
, no to daje z wyczuciem po heblu, prostuje nieco moto i jakos udaje mi sie uniknac wywrotki, uf... tak wiec nalezy uwazac koledzy i koleznki bo pogoda robi psikusy. ale i tak wrociłem do domu bardzo zadowolony i w dobrym humoru. i tak to dzieku moto przeszło moje złe samopoczucie i poczułem sie lepiej. wsiadłem co prawda zdenerowany ale dzika maszynka mnie uspokoiła
cieszyłem sie ta przejażdzką jak dziecko batonikiem
pozdro