No i czekają nas teraz trzy weekendy wstawania o czwartej rano i śledzenia treningów i relacji na żywo kosztem skróconego snu pozostałych domowników.
Osobiście bardzo lubię Motegi. Co prawda to nie to samo co magiczna Suzuka, na której wyścigi odbywały się jeszcze do niedawna, ale przyjemnie ogląda się zawody na tym torze "stop-and-go" typu Le Mans. Jeszcze przyjemniej ogląda się tysiące Japończyków ubranych w barwy Hondy/Yamahy/Kawasaki i Suzuki, których fabryki hurtowo przywożą na tor i obowiązkowo ubierają w swoje kolorowej wdzianka (oraz dają flagi do rąk). Jak tu nie kochać japońskich korporacji
.
Tak czy inaczej podejrzewam, że prawdziwa jazda będzie miała miejsce w Australii i Malezji. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, Casey zgarnie tytuł już za tydzień i w trzech ostatnich wyścigach wszyscy wystartują już bez presji walki o mistrzowskie punkty...
... a będą mieli gdzie walczyć. Phillip Island to jeden z najszybszych torów na świecie. Casey wystartuje w domu, a Valentino po prostu kocha tą trasę (wiele razy właśnie tam sięgał po mistrzostwo objeżdżając Maxa i Sete). Malezja to z kolei obiekt na którym wszystkie zespoły testują całą zimę i szybcy będą tam z pewnością nie tylko zawodnicy z czołówki.
Walencja to już tradycyjnie szaleństwo... Wpuszczamy ponad 200konne maszyny na tor niemalże go-kartowy i podziwiamy widowisko - ach, żeby tylko jeszcze kazali im wszystkim wyłączyć kontrolę trakcji
.
Dzisiejszy wyścig pokazał, że Honda i Yamaha, a przede wszystkim Michelin, wróciły do gry i końcówka sezonu będzie konkretna... i to chodzi
.