Wiem, że powinienem poszukać w archiwum. Poszukałem, ale znalazłem tylko tematy z małolatami. Więc wybaczcie, że raczę spytać
Nakreślę krótko sytuację. Jakiś rok temu, znajomy zaraził mnie pasją do moto, więc rzuciłem luźny temat, że może zrobiłbym kat. A i kupił sobie moto. Żona, że to fanaberia i tak dalej
Temat wałkowałem, aż po jakimś czasie decyzję zaakceptowała i nawet stwierdziła, że się dorzuci żebym kupił nowszy sprzęt
Tylko, teraz jak przyszło co do czego, to nie wiem, naczytała, nasłuchała się jakiś bzdur, że motocykliści to samobójcy,że ona nie będzie mnie do trumny wkładać itp. itd.
I mam wybierać albo ona, albo moto.
Zaznaczę, że nie planowałem, żadnego sporta, litra itd., tylko typowego cafe racera z mocą ok. 50-60 KM. Mam 35 wiosen na karku, dawno wyrosłem z szaleństw na drodze. Jeździ ze mną bezpiecznie x-lat w puszcze, uważa, że dobrze jeżdżę (z racji pracy, za kółkiem spędzam większość czasu). Ale i tak żadne sensowne argumenty do niej nie trafiają.
Owszem mogę postawić ją przed faktem dokonanym i a) mieć x cichych dni. b)wystawione za drzwi walizki. Ale nie o to chodzi, chciałbym, żeby to była wspólna decyzja, żeby kiedyś dała się namówić na wspólne przejażdżki, zloty itp.
Mieliście podobny problem ze swoimi kobietami? Jeśli tak podzielcie się przebiegiem negocjacji i rezultatami.
Z góry dzięki