przez Pablozxr6 » 30/3/2015, 12:19
Witam wszystkich, chciałbym podzielić się z wami dlaczego motocykl o pojemności 600 cm to zły pomysł na pierwszą maszyne. U mnie zainteresowanie motocyklami zaczęło się jakieś 4 lata temu. Aktualnie mam 23 lata. Wiadomo, że w tym wieku się nikogo nie słucha. Wiedziałem, że kiedyś kupie sobie motocykl, na początku nie było mnie stać. Poszedłem więc do pracy, trochę popracowałem i wziąłem kredyt. Mając pieniądze w ręku zacząłem poszukiwania.
Pierwsze nad czym się zastanawiałem to pojemność i moc. Marka nie miała znaczenia, myślę sobie najważniejsze, żeby jakoś wyglądało. Przemierzyłem chyba cały internet w poszukiwaniu odpowiedzi. Znalazłem mnóstwo jak się teraz okazało sensownych odpowiedzi, ale ja byłem mądrzejszy. Myślę sobie: litr to dużo, mogę tego nie okiełznać. Z resztą mój bardzo dobry kumpel jeździ turystykiem (transalp). On od razu namawiał mnie do GS, lub czegoś podobnego. Nie było o tym mowy miał być sport i już. Nie chciałem z nim o tym już więcej rozmawiać i tyle.
Wyrok padł. Kawasaki zx-6r 2006r. Cena około 15000 zl.Musiałem w sumie przemierzyć 900km, żeby go kupić i przywieźć do domu. Pojechałem i kupiłem. Moto naprawdę w super stanie. Powymieniałem co trzeba, do tego nówki opony, zarejestrowałem no i w drogę.
Jak już pisałem to było moje pierwszy poważny motocykl. Miałem pojęcie, o samej jeżdzie zmianie biegów itd. Wyruszam pierwszy raz wiadomo, na spokojnie trzeba się oswoić. Pokonuje parę zakrętów, jedna, druga trzecia prosta jest ok. Jazda trwa jakieś 10 min, adrenalina straszna. No i przyszedł ten moment, trzeba odkręcić. To było silniejsze ode mnie. A wiec do roboty, zobaczymy co to potrafi. Zarzuciło mi tylnym kołem tak mocno, że to niewiarygodne szczęscie, że sie nie wyj...em. Po tym wszystkim, spokojnie cały spocony wracam do domu.Dopiero tam uświadamiam sobie, jak bardzo jestem nie doświadczony i jak bardzo on jest mocny. Jak się później okazało tylko na chwilę.
Piękna pogoda w niedziele, jadę w trochę dłuższą trasę i spróbuje swoich sił w zakrętach, na pierwszym ostrym winklu bym zginął. Po prostu go przestrzeliłem a to, że nie uderzyłem w nadjeżdżający PKS to cud. 45 min nie dałem rady wsiąść na moto. Wróciłem, znów ta sama historia kilka dni i wsiadam ponownie. Jadę do centrum handlowego na podziemny parking, wjeżdżam szukam wolnego miejsca, parkuje i gleba. Śliska nawierzchnia skręcone przednie koło, hamuje i leże pod tym ciężkim potworem. Ochroniarz ściąga go ze mnie.
Ostania przygoda, droga ekspresowa do Cieszyna. Naprawdę chciałem poczuć prędkość. Rozpędziłem się do 240 km/h. Jakiś jeb..y knedel wypadł mi z prawego pasa zaraz przed tirem.Awaryjne hamowanie i znów cud. Nawet po tej sytuacji, miałem ochotę go odkręcać.
Zrozumiałem o co tak naprawdę chodzi tym wszystkim którzy odradzają takich nam motocykli jako pierwsze. To nie jest zabawa, a życie jest jedno.
Motocykl sprzedałem miesiąc później. Bałem się go jak diabli, czasami sobie myślę, że on za moją głupotę chciał mnie zabić. Mam nadzieję, że chociaż jedna osoba wyciągnie z tego jakieś wnioski.