Można po dobroci. Ja miałem 19 lat miałem fatalny wypadek- wtedy cała rodzina nacierała żebym nie jeździł. W związku z zatrzymanym na 3 lata prawkiem to było nawet łatwe do wykonania. Potem w sekrecie zrobiłem od razu kat A ale nikomu nie powiedziałem. Do motocykla jakoś się jednak nie składało, trochę kasy już miałem na fajne auto, miałem też biznes na głowie więc nie bardzo miałem czas i chęć użerać się ze wszystkimi wokół o moje hobby. Jednocześnie nie pozbyłem się maszyny, którą naprawiłem i odstawiłem do garażu. Któregoś dnia żona kupowała mieszkanie dla teściowej i kontrahent przyjechał do nas kilka razy na moto. Mnie akurat nie było ale z tego co opowiadała to jakimś soft-chopperkiem. Nie wykluczam że zaszedł jakiś flirt bo żonie nagle spodobały się motocykle (że to w sumie fajne, w skórach się nieźle wygląda itp). W związku z tym wyciągnąłem maszynę z garażu po latach, wydałem złotówki żeby ją uruchomić i śmigałem. Jakoś już nikt się nie burzył ale to 10 lat minęło. Po roku padł silnik w Suzuki i kupiłem litrowego Triumpha- trochę ze sprzeciwem że to sporo kasy ale w sumie to używam go do pracy, wrzucam w koszty i przy próbie podzielenia się jednym autem to jest mocno potrzebny.
Polecam Ci zabrać ją na jakiś zlot ale taki spokojniejszy, bez palenia gumy. Towarzystwo jest przyjemne, maszyny robią wrażenie itd. Porozmawiaj, kropla drąży skałę. Jak masz prawko to pożycz jakąś maszynę i jedźcie na 2 dni pod namiot. Nie wiem czy Twoja kobieta jeździła ale moja przejechała się ze mną 2 razy- pierwszy i ostatni
I tak starałem się wolniej niż normalnie ale boi się i tyle. A jak bym do stówki dokręcił to chyba by oszalała. Nie wiem jeszcze w jaki motocykl celujesz ale czopki czy turystyki mają większą tolerancję społeczną niż plastiki.