Moja przygoda z Maroko !
Posty: 8
• Strona 1 z 1
Moja przygoda z Maroko !
Nie mam zbyt dużego doświadczenia w temacie podróży motocyklowych ale stało się to moją pasją i mam nadzieję zdobyć je szybko w miarę upływających kilometrów. (o ile sezon się w końcu rozpocznie
Chciałem podzielić się moim wyjazdem do Maroko. Co prawda to już parę miesięcy minęło ale w końcu to Święta Wielkanocne i trochę czasu mogłem poświęcić na poniższy tekst ...
O wyprawie motocyklowej do Maroko myślałem już od kilku lat. Jednak nigdy nie mogłem zebrać odpowiedniej ekipy motocyklistów.
Planowanie takiego wyjazdu motocyklowego wśród znajomych zawsze na początku przyjmowane było bardzo entuzjastyczne jednak po jakimś czasie
okazywało się, że jeden nie dostanie urlopu, innemu termin nie pasuje, trzeciego przerażają koszty i ekipa się rozpada. Jak zwykle zostawałem sam i Afryka na motocyklu była nieosiągalna ....
Kiedyś przeglądając strony w sieci trafiłem na propozycję wyprawy motocyklowej do Maroko firmy ADVtrip.pl
Organizują wyjazdy od A do Z, zajmują się transportem motocykli, noclegami oraz ogarniają temat biletów lotniczych. Wyglądało to dość interesująco bo zdejmowali z głowy dużo obowiązków związanych z wyjazdem a to pozwoliło zaoszczędzić sporo czasu.
Cenka również nie odstraszała więc postanowiłem zadzwonić i zaklepałem sobie miejsce.
Trochę miałem obawy bo sam dołączałem do grupy ludzi , których praktycznie nie znałem. Śmiałem się później z tego bo jak się okazało praktycznie cała ekipa składała się z takich osób jak ja
Tydzień przed wyjazdem przyjechali goście z Advtrip po mój motocykl i bagaże.
Muszę to podkreślić bo nie miałem w tym temacie doświadczenia a zrobiło to na mnie spore wrażenie ! Profesjonalny sprzęt do przewozu motocykli - nie widziałem jeszcze takiego wcześniej - wszystko pięknie spakowane i zabezpieczone.
Wyprawa rozpoczyna się w Krakowie na lotnisku. Nie będę opisywał pogody, którą każdy może sobie wyobrazić - listopad, deszcz
mżawka i wszystkie jej odmiany ogólnie szaro buro i ponuro. Nie potrafiło do mnie dotrzeć, że za 3 godziny będę w kolorowej i ciepłej Hiszpanii.
Dostaliśmy wszyscy piękne firmowe koszulki więc bez trudu poznaję resztę grupy - na pierwszy rzut oka fajna ekipa. Wsiadamy do samolotu i już po kilku kawałach i rodzinnych opowieściach lądujemy na lotnisku w Maladze. Na terminalu lotniska w Hiszpanii czekają już na nas organizatorzy i busikiem dostajemy się do hotelu na parkingu, gdzie czekają na nas motocykle. Króluje tu oczywiście GS ale też są ku mojemu zdziwieniu są dwa Harleye w sumie to 15 osób na 12 motocyklach. I jak się okazuje wyprawa do Maroko mnie jest tylko dla motocykli Enduro.
Początkowo jestem trochę zagubiony - nowe towarzystwo, piękna Hiszpania, szok klimatyczny i te widoki - jednak organizatorzy stanęli na wysokości zadania, dzielą nas na dwie grupy a do każdej z nich dołącza przewodnik/opiekun. Proponują trasę, informują jak będziemy się poruszać i gdzie się spotykamy. Otrzymaliśmy też dokładny plan wyprawy, szlaki gps do nawigacji, mapy i współrzędne hoteli. Tu chciałbym zaznaczyć jeszcze raz rolę
organizatorów, którzy jak na razie pięknie dali sobie radę z grupą, wszystko zapięte na ostatni guzik - widać, że goście mają doświadczenie w temacie.
Wbijamy pierwszy punkt docelowy w nawigacji - Algeciras to właśnie tam mamy przeprawiać się promem do Afryki. Odpalamy motocykle i ruszamy. Zaproponowano nam chyba najlepszą możliwą trasę motocyklową prowadzącą bezpośrednio nad morzem. Towarzyszą nam niesamowite widoki, mijamy małe hiszpańskie miasteczka w których czuje się atmosferę sjesty, tu czas po prosu się zatrzymał. Oglądamy kurorty Costa Del Soul a idealny asfalt pokręconej drogi, której lewym krawężnikiem jest lazurowe morze a prawym skały jest rajem dla każdego motocyklisty. Kręta droga,zabawa na winklach, klimat Hiszpanii i piękna pogoda - czego można chcieć więcej ?! i jak to możliwe, że jeszcze kilka godzin temu mój nastrój psuła jesienno-zimowa pogoda w Polsce.
Na horyzoncie błękitnego nieba zaczyna rysować się Gibraltar.
To znak, że zaczynamy zbliżać się do pierwszego punktu podróży. Powoli wjeżdżamy do portu w Algeciras. Z tego właśnie miejsca ma zabrać nas prom do Ceuty.
W porcie panuje bardzo duże zamieszanie, harmider i zgiełk. Nic nie jest opisane, nie wiadomo gdzie są kasy i którą linię wybrać (a jest ich kilka). Rozkład też jakby nie istniał. Otacza nas grupka tzw. myfrendów (z ang. My Friend, My friend a have ticket for you
Każdy z nich kłócąc się między sobą próbuje sprzedać nam bilety
O roli organizatorów już wspominałem ale warto to uczynić jeszcze raz - w takich chwilach ich pomoc jest niezastąpiona
Wiedzą gdzie kupić bilet, to znaczy potrafią odnaleźć kasę w tych warunkach i wybrać odpowiedni prom z odpowiednim sklepem bezcłowym
Już po chwili zostawiamy rozczarowaną grupkę Myfriendów i wjeżdżamy na prom.
Rejs trwa około godziny, mamy okazję wypić kawę, zjeść coś i zrobić fotkę przepływając blisko Gibraltaru.
Teraz kolejnym celem naszej podróży motocyklowej jest Chefchaouen - to już Afryka i dziś tam musimy dojechać. Pozostała jeszcze do przekroczenia
granica Maroko i około 100 km drogi. Opuszczamy prom i kierujemy się w stronę granicy na której ja osobiście wpadłem w lekką panikę
Sam nie wiem czy to opisywać - ja widziałem takie przejście graniczne pierwszy raz w życiu !
Gwar, totalny chaos i wydawało by się brak organizacji. Trąbiące klaksony, ludzie poruszający się bez ładu i składu. Marokańczycy przeprowadzający stado
kóz pomiędzy samochodami i pomiędzy tym wszystkim my ! Gość, który prowadzi nasza grupę spokojnie zbiera paszporty i załatwia dla nas odprawę.
Wypełnione deklaracje celne, odprawy motocykli i karty wjazdowe otrzymaliśmy od organizatora przed wyjazdem więc wszystko idzie sprawnie. Znów po raz
kolejny duży plus - nie wyobrażam sobie sytuacji w której miałbym wypełniać i załatwiać to na granicy.
Po mniej więcej 20 minutach przekraczamy granicę - jesteśmy w Afryce !
To trzeba zobaczyć, to zupełnie inny świat. Czytałem kilka relacji z wypraw do Maroko więc mniej więcej byłem przygotowany na to co mogę tu spotkać
jednak widok na żywo to całkiem coś innego. Drogi praktycznie idealne i niesamowity klimat.
Kierujemy się w stronę gór Rif mijając marokańskie wioski w których wydaje się można kupić tylko gliniane garnki (tagine) oraz chaszysz
Fajna kręta droga w klimacie alpejskich przełęczy prowadzi nas wprost do Chefchaouen do którego docieramy wieczorem.
Tam mamy zarezerwowany hotel, który umiejscowiony jest na szczycie gór otaczających to małe miasto. Widok z okna pokoju po prostu niesamowity - idealna panorama miasta !
Dostępny jest basen, drink bar a nawet nocny klub. Ten bardzo intensywny dzień pełen wrażeń kończymy po kolacji drinkiem przy którym ustalamy plan na
Kolejny dzień.
Pogoda dopisuje więc z samego rana po śniadaniu obieramy kierunek FEZ. Piękna trasa motocyklowa dla takiej wyprawy prowadzi przez Góry Rif.
Otoczenie nie daje na chwile zapomnieć o tym, że jestem w Afryce. Jadąc zastanawiam się jak to możliwe, że drogi i stan asfaltu są lepsze od naszych.
Ludzie, których mijamy machają do nas - widać, że są bardzo pozytywnie nastawieni. Odwiedzamy stare miasto w Fez, które oblegane jest przez turystów.
Czuje się tu niepowtarzalny klimat. Wszędzie zapach przypraw i gwar specyficzny dla Afryki. Przejeżdżamy przez Midelt w którym odwiedzamy meczet a następnie kierujemy się w stronę pustyni.
Opuszczając góry czujemy jak rośnie temperatura a towarzyszą temu niesamowite widoki ! Już tu mogę stwierdzić, że to najlepsza z wycieczek motocyklowych i do Maroko motocyklem jak najbardziej warto było się wybrać. Mijam wąwozy, gaje palmowe, jezioro niedaleko miasteczka Ar-Rachidia, którego lazur jest definicją tego koloru. Kręta droga sprawia wrażenie stworzonej wprost dla motocykli !
Wieczorem docieramy do pensjonatu w którym mamy zarezerwowane pokoje. Super miejsce wybrane naprawdę dobrze ! Czuje klimat i moc Maroko
Czyste pokoje z prysznicem, miejsce do parkowania motocykli i wieczorna kolacja, która składa się z tradycyjnych marokańskich potraw jeszcze bardziej dodaje klimatu naszej wyprawie. Późnym wieczorem dociera tu grupa motocyklistów w Portugalii, która bawi się z nami do późnych godzin.Rano po tradycyjnym śniadaniu i kawie obieramy kierunek Merzouga. Temperatura powietrza to ok 25 stopni - idealna do podróży motocyklem.
Powoli opuszczamy kamienistą pustynię mijając wioski i oazy Berberów a na horyzoncie pojawiają się wydmy - takiej ilości piachu jeszcze nigdy nie widziałem ! Docieramy na Saharę. To już całkowicie inny świat - prawdziwa pustynia !
W hotelu czeka na nas miętowa gorąca herbata - tzw. Berber Whisky, która gasi pragnienie i basen o którym chyba każdy z nas marzy.
Czekają też wielbłądy i przewodnik, który zabiera nas na wycieczkę po okolicy pokazując jak żyją prawdziwi Nomadzi. W hotelu, którym mieszkamy roi się od motocyklistów i entuzjastów off-roadu. Dosłownie mam wrażenie, że znalazłem się na odcinku rajdu Paryż Dakar.
Hiszpanie, Portugalczycy,Niemcy - dosłownie wszyscy , prym wiedzie oczywiście enduro - ludzie traktują to miejsce jak narciarze Alpy. Przywożą tu motocykle (głównie KTM) i do południa śmigają po wydmach a gdy robi się już bardzo gorąco zjeżdżają do hotelu, piją piwko i pływają w basenie.
Po południ gdy temperatura odpuszcza znów wyruszają na wydmy. Dosłownie do późnych godzin wieczornych z wydm dochodzi dźwięk ryczących silników.
Wieczorem w hotelowym barze, wymieniają się doświadczeniami, roadbookami naprawiają motocykle i bawią się do rana ! Klimat po prostu bajka !
Zorganizowano też dla nas noc na pustyni w prawdziwych namiotach Tuaregów. Cześć grupy skorzystała z tej opcji rano dzieląc się wrażeniami - twierdzili, że nic ich już nie zaskoczy a spokój i cisza na pustyni sprawiają, że to miejsc z którego nie chce się wyjeżdżać.
Ja spędziłem wieczór w hotelu przy muzyce Berberów i kuflu dobrego piwa.
Następnego dnia z przykrością opuszczamy pustynię i kierujemy się w stronę Tineghir.
Szkoda wyjeżdżać i zostawić ten klimat.
Mam wrażenie, że nic mnie już nie zdziwi i nie spotka mnie nic tak wyjątkowego podczas tej wyprawy. Smutek nie trwa długo, krajobraz zmienia się diametralnie gdy docieramy w pobliże gór Atlas. Todra, Dades tego miejsca nie można ominąć !
Z oddali widać ośnieżone szczyty gór, poruszamy się krętą drogą w przytłaczających wąwozach, mijamy niezwykłe budowle wzniesione na skałach i zboczach - nawet nie wiem kiedy mija dzień i docieramy do hotelu z widokiem na wąwóz Todre.
To niewielki pensjonat trafiony idealnie - organizator wiedział gdzie nas przywieźć - jego klimat zrobił na mnie niesamowite wrażenie !
Kolejny dzień do droga do Marakeszu. Tu rano dzielimy się na dwie grupy - Jedna będzie mierzyła się z terenem, szutrami i przeprawami przez rzeki a druga krętymi drogami Atlasu wysokiego. Ja wybrałem asfalt - spodziewałem się krajobrazu podobnego do tego, który można podziwiać w Alpach.
Niesamowita trasa motocyklowa, zakręt na zakręcie, ogromne przepaście i panorama gór Atlas. Byłem nad chmurami i pod nimi dosłownie w ciągu kilku minut. Co chwilę zatrzymywaliśmy się, żeby zrobić fotkę. Każdy kolejny widok był lepszy od poprzedniego - dosłownie banan na ustach od rana do wieczora.
Naprawdę tego dnia dostałem to czego chciałem - wyjeździłem się po takich winklach w otoczeniu jakie tylko sobie można wymarzyć ! Późnym popołudniem docieramy do Marakechu - niewyobrażalny zgiełk i ruch. Samochody i motorowery poruszają się jakby chaotycznie trąbiąc na siebie wzajemnie. Sprawia to wrażenie totalnego bałaganu - jednak po chwili przyzwyczajam się i nie sprawia to większego problemu.
Wieczorem decydujemy się na wyjście do Medyny i na słynny już targ.
Trzeba to zobaczyć, zapach herbaty i ziół, kolorowe dywany oraz wszechobecny marokański gwar. Pełno tu turystów, przewodników i wszelkiego rodzaju
naciągaczy. Muzyka, rozmowy śmiech i zapach grillowanych potraw to urok tego miejsca.
Wieczorem do hotelu dołącza do nas pozytywnie umęczona grupa offroadowa pełna przeżyć i opowieści - trochę żałuję że nie wybrałem się z nimi.
Celem kolejnego dnia naszej podróży motocyklowej jest Rabat - stolica Maroko. Wyjeżdżamy z Marakeszu i kierujemy się na zachód. Długa droga, której towarzyszy pustynny krajobraz, suche powietrze i wysoka temperatura.
Mijamy kolejne miasteczka i wsie docierając wieczorem nad Ocean gdzie jest wyraźnie chłodniej.
Tu przy zachodzie słońca drogą prowadzącą tuż przy plaży docieramy na przedmieścia Rabatu. Smutny krajobraz slumsów i kartonowych domów w których żyją ludzie nagle zmienia się w prawdziwą stolicę tego kraju. To nowoczesne miasto pełne turystów. Nagle zniknęły stare przeładowane ciężarówki a po drogach poruszają się dobre samochody.
Pełno tu hoteli i sklepów a ludzie przesiadują wieczorem w kawiarniach.
Nasz hotel zlokalizowany jest bezpośrednio nad Oceanem.
Wieczorem obsługa zaprasza nas do hotelowego night clubu na coś w rodzaju disco połączonego z kameralnym koncertem.
Do późnych godzin nocnych bawiliśmy się w marokańskich rytmach naprawdę dobrej muzyki.
Już wiem, że to praktycznie koniec podróży motocyklowej. Kierujemy się w stronę Tanger drogą nie daleko Oceanu.
Następnie odbijamy w kierunku gór Rif i przez serię małych miasteczek i wiosek docieramy do granicy. Bezpośrednio przed granicą krajobraz zmienia się.
Po prawej stronie widzę morze śródziemne i marokańskie kurorty wypoczynkowe. Pojawiają się salony z drogimi łodziami motorowymi i ku radości nie tylko mojej restauracja McDonald
Po tych intensywnych i różnorodnych dniach nawet granica nie wydaje się dziwna - wszystko idzie sprawnie i bezproblemowo choć odbywa się to zgodnie z tradycją i klimatem Afryki. Docieramy na przystań z której odchodzi prom do portu w Algeciras. Oczywiście zakupy w sklepie bezcłowym, który zostaje otwarty jak tylko prom opuszcza wody terytorialne. Po godzinnym rejsie docieramy do Hiszpanii. Z Algeciras obieramy kurs na Estaponę - małe hiszpańskie miasteczko. Kręta trasa prowadzi bezpośrednio nad Morzem Śródziemnym - niesamowity klimat Hiszpanii powala mnie na kolana. Chciałbym tylko po takich drogach się poruszać. Kolorowe morze, skały, małe miasteczka i kurorty Costa de Soul ... pisałem już o tym wcześniej.
Tu organizatorzy zarezerwowali hotel w centrum spokojnego miasteczka. Hotel ten leży bezpośrednio przy plaży a towarzyszą mu małe drewniane knajpki oświetlone wszystkimi kolorami żarówek. Widok z okna po otwarciu, którego widzimy tylko lazur Morza Śródziemnego zapiera dech. (wrzucam fotkę z okna balkonowego żeby się podzielić) Estapona sprawia wrażenie miasteczka bardzo spokojnego,nie ma gwaru i zgiełku, nikt się tu nigdzie nie spieszy,
samochody nie trąbią w ogóle ludzi jakby bardzo mało. Jednym słowem sjesta ! Dopiero wieczorem zaczyna się życie, ludzie zaczynają odwiedzać puby, wychodzą się bawić. Tu właśnie zaplanowaliśmy imprezę kończącą naszą wyprawę motocyklową. W pobliżu małego rybackiego portu znajduje się oświetlona tawerna,połączona z klubem dla motocyklistów. Przed klubem stoją motocykle wszelkiej maści, choppery, Criusery, ścigacze i oczywiście enduro.Jest w nim hiszpańska muzyka i piwo z zamrożonego nalewaka - czego chcieć więcej
Pełno tu motocyklistów ale też i ludzi, którzy przyszli się pobawić.
Wszyscy bardzo pozytywnie nastawieni do siebie i uśmiechnięci bawią się do białego rana.
Po tak intensywnej nocy należy się nam dzień odpoczynku na plaży. Rano pogoda jak to nad Costa Del Soul - wylegujemy się na leżakach, sączymy zimną colę z pubu na plaży i zaczyna do nas docierać, że wieczorem wsiadamy w samolot i jeszcze dziś pożegnamy się z ciepłym krajem.
Wieczorem z wielkim smutkiem docieramy do Malagi gdzie zostawiamy nasze motocykle.
Maroko podczas mojej podróży motocyklowej urzekło mnie swoim niebanalnym pięknem,
nieprzewidywalnością oraz zmiennością. Co chwila zadziwiało mnie kontrastami krajobrazu a tego się nie spodziewałem. Dowiedziałem się kim są Arabowie, Berberowie no i Tuaregowie. Przez cały czas poznawałem ciekawych ludzi innych niż tych z którymi miałem do tej pory styczność.
Smakowałem lokalnej kuchni, która jest pełna przypraw z którymi się jeszcze nie spotykałem. I najważniejsze - wyjeździłem się dobrze motocyklem !
Do mojej dyspozycji było wszystko to czego motocyklista potrzebuje - piękna pogoda, niesamowite widoki, idealny asfalt, trochę szutrów i piękne zakręty w górach Atlas a to wszystko w afrykańskim klimacie !
Jestem bardzo zadowolony z formy podróży jaką wybrałem ! Tu chodzi mi o skorzystanie ze zorganizowanej wyprawy motocyklowej. Teraz wiem, że nie zmarnowałem czasu na nudne autostrady na które byłbym skazany gdybym miał tam dojechać na kołach. Po przeliczeniu wyszło mi, że potrzebowałbym na to w sumie dodatkowo około tygodnia (np. 2-3 dni w jedną stronę i 2-3 dni w powrotną), nie wspominając już o kosztach noclegów, paliwa no i opon.
Finansowo pewno wyszło by to bardzo podobnie jak transport motocykla i udział w zorganizowanej wyprawie. Nie musiałem też poświęcić wielu godzin przed wyjazdem na planowanie podróży oraz wybieranie tras.
Nie zastanawiałem się nad dostępnością i jakością noclegów - były po prostu zarezerwowane w miejscach uprzednio sprawdzonych więc tu też bez rozczarowań. Sprawy formalne takie jak deklaracje celne, przejście graniczne itp. których ja osobiście nie cierpię załatwił za mnie organizator.Co do samego organizatora czyli Advtrip (www.advtrip.pl) - myślę, że trochę reklamy się im należy ! Bardzo sympatyczni i zabawni ludzie, wszystko mieli pod kontrolą i wszystko było dopięte na ostatni guzik ! Bardzo pomagali przed wyjazdem, odpowiadali szczegółowo na zadane pytania, pomogli przy przygotowaniu motocykla do wyprawy (polecili mi wiele firm z których skorzystałem), na miejscu również zawsze byli dostępni i pomocni.
Widać w tym przedsięwzięciu, że motocykle, podróże i wyprawy to ich pasja a nie tylko biznes. Jednym słowem polecam ! [/img]

Chciałem podzielić się moim wyjazdem do Maroko. Co prawda to już parę miesięcy minęło ale w końcu to Święta Wielkanocne i trochę czasu mogłem poświęcić na poniższy tekst ...
O wyprawie motocyklowej do Maroko myślałem już od kilku lat. Jednak nigdy nie mogłem zebrać odpowiedniej ekipy motocyklistów.
Planowanie takiego wyjazdu motocyklowego wśród znajomych zawsze na początku przyjmowane było bardzo entuzjastyczne jednak po jakimś czasie
okazywało się, że jeden nie dostanie urlopu, innemu termin nie pasuje, trzeciego przerażają koszty i ekipa się rozpada. Jak zwykle zostawałem sam i Afryka na motocyklu była nieosiągalna ....
Kiedyś przeglądając strony w sieci trafiłem na propozycję wyprawy motocyklowej do Maroko firmy ADVtrip.pl
Organizują wyjazdy od A do Z, zajmują się transportem motocykli, noclegami oraz ogarniają temat biletów lotniczych. Wyglądało to dość interesująco bo zdejmowali z głowy dużo obowiązków związanych z wyjazdem a to pozwoliło zaoszczędzić sporo czasu.
Cenka również nie odstraszała więc postanowiłem zadzwonić i zaklepałem sobie miejsce.
Trochę miałem obawy bo sam dołączałem do grupy ludzi , których praktycznie nie znałem. Śmiałem się później z tego bo jak się okazało praktycznie cała ekipa składała się z takich osób jak ja

Muszę to podkreślić bo nie miałem w tym temacie doświadczenia a zrobiło to na mnie spore wrażenie ! Profesjonalny sprzęt do przewozu motocykli - nie widziałem jeszcze takiego wcześniej - wszystko pięknie spakowane i zabezpieczone.
Wyprawa rozpoczyna się w Krakowie na lotnisku. Nie będę opisywał pogody, którą każdy może sobie wyobrazić - listopad, deszcz
mżawka i wszystkie jej odmiany ogólnie szaro buro i ponuro. Nie potrafiło do mnie dotrzeć, że za 3 godziny będę w kolorowej i ciepłej Hiszpanii.
Dostaliśmy wszyscy piękne firmowe koszulki więc bez trudu poznaję resztę grupy - na pierwszy rzut oka fajna ekipa. Wsiadamy do samolotu i już po kilku kawałach i rodzinnych opowieściach lądujemy na lotnisku w Maladze. Na terminalu lotniska w Hiszpanii czekają już na nas organizatorzy i busikiem dostajemy się do hotelu na parkingu, gdzie czekają na nas motocykle. Króluje tu oczywiście GS ale też są ku mojemu zdziwieniu są dwa Harleye w sumie to 15 osób na 12 motocyklach. I jak się okazuje wyprawa do Maroko mnie jest tylko dla motocykli Enduro.
Początkowo jestem trochę zagubiony - nowe towarzystwo, piękna Hiszpania, szok klimatyczny i te widoki - jednak organizatorzy stanęli na wysokości zadania, dzielą nas na dwie grupy a do każdej z nich dołącza przewodnik/opiekun. Proponują trasę, informują jak będziemy się poruszać i gdzie się spotykamy. Otrzymaliśmy też dokładny plan wyprawy, szlaki gps do nawigacji, mapy i współrzędne hoteli. Tu chciałbym zaznaczyć jeszcze raz rolę
organizatorów, którzy jak na razie pięknie dali sobie radę z grupą, wszystko zapięte na ostatni guzik - widać, że goście mają doświadczenie w temacie.
Wbijamy pierwszy punkt docelowy w nawigacji - Algeciras to właśnie tam mamy przeprawiać się promem do Afryki. Odpalamy motocykle i ruszamy. Zaproponowano nam chyba najlepszą możliwą trasę motocyklową prowadzącą bezpośrednio nad morzem. Towarzyszą nam niesamowite widoki, mijamy małe hiszpańskie miasteczka w których czuje się atmosferę sjesty, tu czas po prosu się zatrzymał. Oglądamy kurorty Costa Del Soul a idealny asfalt pokręconej drogi, której lewym krawężnikiem jest lazurowe morze a prawym skały jest rajem dla każdego motocyklisty. Kręta droga,zabawa na winklach, klimat Hiszpanii i piękna pogoda - czego można chcieć więcej ?! i jak to możliwe, że jeszcze kilka godzin temu mój nastrój psuła jesienno-zimowa pogoda w Polsce.

Na horyzoncie błękitnego nieba zaczyna rysować się Gibraltar.
To znak, że zaczynamy zbliżać się do pierwszego punktu podróży. Powoli wjeżdżamy do portu w Algeciras. Z tego właśnie miejsca ma zabrać nas prom do Ceuty.

W porcie panuje bardzo duże zamieszanie, harmider i zgiełk. Nic nie jest opisane, nie wiadomo gdzie są kasy i którą linię wybrać (a jest ich kilka). Rozkład też jakby nie istniał. Otacza nas grupka tzw. myfrendów (z ang. My Friend, My friend a have ticket for you


O roli organizatorów już wspominałem ale warto to uczynić jeszcze raz - w takich chwilach ich pomoc jest niezastąpiona


Wiedzą gdzie kupić bilet, to znaczy potrafią odnaleźć kasę w tych warunkach i wybrać odpowiedni prom z odpowiednim sklepem bezcłowym

Rejs trwa około godziny, mamy okazję wypić kawę, zjeść coś i zrobić fotkę przepływając blisko Gibraltaru.

Teraz kolejnym celem naszej podróży motocyklowej jest Chefchaouen - to już Afryka i dziś tam musimy dojechać. Pozostała jeszcze do przekroczenia
granica Maroko i około 100 km drogi. Opuszczamy prom i kierujemy się w stronę granicy na której ja osobiście wpadłem w lekką panikę

Sam nie wiem czy to opisywać - ja widziałem takie przejście graniczne pierwszy raz w życiu !
Gwar, totalny chaos i wydawało by się brak organizacji. Trąbiące klaksony, ludzie poruszający się bez ładu i składu. Marokańczycy przeprowadzający stado
kóz pomiędzy samochodami i pomiędzy tym wszystkim my ! Gość, który prowadzi nasza grupę spokojnie zbiera paszporty i załatwia dla nas odprawę.
Wypełnione deklaracje celne, odprawy motocykli i karty wjazdowe otrzymaliśmy od organizatora przed wyjazdem więc wszystko idzie sprawnie. Znów po raz
kolejny duży plus - nie wyobrażam sobie sytuacji w której miałbym wypełniać i załatwiać to na granicy.
Po mniej więcej 20 minutach przekraczamy granicę - jesteśmy w Afryce !
To trzeba zobaczyć, to zupełnie inny świat. Czytałem kilka relacji z wypraw do Maroko więc mniej więcej byłem przygotowany na to co mogę tu spotkać
jednak widok na żywo to całkiem coś innego. Drogi praktycznie idealne i niesamowity klimat.
Kierujemy się w stronę gór Rif mijając marokańskie wioski w których wydaje się można kupić tylko gliniane garnki (tagine) oraz chaszysz

Fajna kręta droga w klimacie alpejskich przełęczy prowadzi nas wprost do Chefchaouen do którego docieramy wieczorem.

Tam mamy zarezerwowany hotel, który umiejscowiony jest na szczycie gór otaczających to małe miasto. Widok z okna pokoju po prostu niesamowity - idealna panorama miasta !
Dostępny jest basen, drink bar a nawet nocny klub. Ten bardzo intensywny dzień pełen wrażeń kończymy po kolacji drinkiem przy którym ustalamy plan na
Kolejny dzień.
Pogoda dopisuje więc z samego rana po śniadaniu obieramy kierunek FEZ. Piękna trasa motocyklowa dla takiej wyprawy prowadzi przez Góry Rif.

Otoczenie nie daje na chwile zapomnieć o tym, że jestem w Afryce. Jadąc zastanawiam się jak to możliwe, że drogi i stan asfaltu są lepsze od naszych.
Ludzie, których mijamy machają do nas - widać, że są bardzo pozytywnie nastawieni. Odwiedzamy stare miasto w Fez, które oblegane jest przez turystów.
Czuje się tu niepowtarzalny klimat. Wszędzie zapach przypraw i gwar specyficzny dla Afryki. Przejeżdżamy przez Midelt w którym odwiedzamy meczet a następnie kierujemy się w stronę pustyni.

Opuszczając góry czujemy jak rośnie temperatura a towarzyszą temu niesamowite widoki ! Już tu mogę stwierdzić, że to najlepsza z wycieczek motocyklowych i do Maroko motocyklem jak najbardziej warto było się wybrać. Mijam wąwozy, gaje palmowe, jezioro niedaleko miasteczka Ar-Rachidia, którego lazur jest definicją tego koloru. Kręta droga sprawia wrażenie stworzonej wprost dla motocykli !
Wieczorem docieramy do pensjonatu w którym mamy zarezerwowane pokoje. Super miejsce wybrane naprawdę dobrze ! Czuje klimat i moc Maroko


Czyste pokoje z prysznicem, miejsce do parkowania motocykli i wieczorna kolacja, która składa się z tradycyjnych marokańskich potraw jeszcze bardziej dodaje klimatu naszej wyprawie. Późnym wieczorem dociera tu grupa motocyklistów w Portugalii, która bawi się z nami do późnych godzin.Rano po tradycyjnym śniadaniu i kawie obieramy kierunek Merzouga. Temperatura powietrza to ok 25 stopni - idealna do podróży motocyklem.

Powoli opuszczamy kamienistą pustynię mijając wioski i oazy Berberów a na horyzoncie pojawiają się wydmy - takiej ilości piachu jeszcze nigdy nie widziałem ! Docieramy na Saharę. To już całkowicie inny świat - prawdziwa pustynia !

W hotelu czeka na nas miętowa gorąca herbata - tzw. Berber Whisky, która gasi pragnienie i basen o którym chyba każdy z nas marzy.

Czekają też wielbłądy i przewodnik, który zabiera nas na wycieczkę po okolicy pokazując jak żyją prawdziwi Nomadzi. W hotelu, którym mieszkamy roi się od motocyklistów i entuzjastów off-roadu. Dosłownie mam wrażenie, że znalazłem się na odcinku rajdu Paryż Dakar.

Hiszpanie, Portugalczycy,Niemcy - dosłownie wszyscy , prym wiedzie oczywiście enduro - ludzie traktują to miejsce jak narciarze Alpy. Przywożą tu motocykle (głównie KTM) i do południa śmigają po wydmach a gdy robi się już bardzo gorąco zjeżdżają do hotelu, piją piwko i pływają w basenie.

Po południ gdy temperatura odpuszcza znów wyruszają na wydmy. Dosłownie do późnych godzin wieczornych z wydm dochodzi dźwięk ryczących silników.

Wieczorem w hotelowym barze, wymieniają się doświadczeniami, roadbookami naprawiają motocykle i bawią się do rana ! Klimat po prostu bajka !

Zorganizowano też dla nas noc na pustyni w prawdziwych namiotach Tuaregów. Cześć grupy skorzystała z tej opcji rano dzieląc się wrażeniami - twierdzili, że nic ich już nie zaskoczy a spokój i cisza na pustyni sprawiają, że to miejsc z którego nie chce się wyjeżdżać.

Ja spędziłem wieczór w hotelu przy muzyce Berberów i kuflu dobrego piwa.

Następnego dnia z przykrością opuszczamy pustynię i kierujemy się w stronę Tineghir.
Szkoda wyjeżdżać i zostawić ten klimat.

Mam wrażenie, że nic mnie już nie zdziwi i nie spotka mnie nic tak wyjątkowego podczas tej wyprawy. Smutek nie trwa długo, krajobraz zmienia się diametralnie gdy docieramy w pobliże gór Atlas. Todra, Dades tego miejsca nie można ominąć !

Z oddali widać ośnieżone szczyty gór, poruszamy się krętą drogą w przytłaczających wąwozach, mijamy niezwykłe budowle wzniesione na skałach i zboczach - nawet nie wiem kiedy mija dzień i docieramy do hotelu z widokiem na wąwóz Todre.

To niewielki pensjonat trafiony idealnie - organizator wiedział gdzie nas przywieźć - jego klimat zrobił na mnie niesamowite wrażenie !
Kolejny dzień do droga do Marakeszu. Tu rano dzielimy się na dwie grupy - Jedna będzie mierzyła się z terenem, szutrami i przeprawami przez rzeki a druga krętymi drogami Atlasu wysokiego. Ja wybrałem asfalt - spodziewałem się krajobrazu podobnego do tego, który można podziwiać w Alpach.


Niesamowita trasa motocyklowa, zakręt na zakręcie, ogromne przepaście i panorama gór Atlas. Byłem nad chmurami i pod nimi dosłownie w ciągu kilku minut. Co chwilę zatrzymywaliśmy się, żeby zrobić fotkę. Każdy kolejny widok był lepszy od poprzedniego - dosłownie banan na ustach od rana do wieczora.

Naprawdę tego dnia dostałem to czego chciałem - wyjeździłem się po takich winklach w otoczeniu jakie tylko sobie można wymarzyć ! Późnym popołudniem docieramy do Marakechu - niewyobrażalny zgiełk i ruch. Samochody i motorowery poruszają się jakby chaotycznie trąbiąc na siebie wzajemnie. Sprawia to wrażenie totalnego bałaganu - jednak po chwili przyzwyczajam się i nie sprawia to większego problemu.

Wieczorem decydujemy się na wyjście do Medyny i na słynny już targ.
Trzeba to zobaczyć, zapach herbaty i ziół, kolorowe dywany oraz wszechobecny marokański gwar. Pełno tu turystów, przewodników i wszelkiego rodzaju
naciągaczy. Muzyka, rozmowy śmiech i zapach grillowanych potraw to urok tego miejsca.
Wieczorem do hotelu dołącza do nas pozytywnie umęczona grupa offroadowa pełna przeżyć i opowieści - trochę żałuję że nie wybrałem się z nimi.
Celem kolejnego dnia naszej podróży motocyklowej jest Rabat - stolica Maroko. Wyjeżdżamy z Marakeszu i kierujemy się na zachód. Długa droga, której towarzyszy pustynny krajobraz, suche powietrze i wysoka temperatura.
Mijamy kolejne miasteczka i wsie docierając wieczorem nad Ocean gdzie jest wyraźnie chłodniej.

Tu przy zachodzie słońca drogą prowadzącą tuż przy plaży docieramy na przedmieścia Rabatu. Smutny krajobraz slumsów i kartonowych domów w których żyją ludzie nagle zmienia się w prawdziwą stolicę tego kraju. To nowoczesne miasto pełne turystów. Nagle zniknęły stare przeładowane ciężarówki a po drogach poruszają się dobre samochody.
Pełno tu hoteli i sklepów a ludzie przesiadują wieczorem w kawiarniach.
Nasz hotel zlokalizowany jest bezpośrednio nad Oceanem.
Wieczorem obsługa zaprasza nas do hotelowego night clubu na coś w rodzaju disco połączonego z kameralnym koncertem.
Do późnych godzin nocnych bawiliśmy się w marokańskich rytmach naprawdę dobrej muzyki.
Już wiem, że to praktycznie koniec podróży motocyklowej. Kierujemy się w stronę Tanger drogą nie daleko Oceanu.

Następnie odbijamy w kierunku gór Rif i przez serię małych miasteczek i wiosek docieramy do granicy. Bezpośrednio przed granicą krajobraz zmienia się.

Po prawej stronie widzę morze śródziemne i marokańskie kurorty wypoczynkowe. Pojawiają się salony z drogimi łodziami motorowymi i ku radości nie tylko mojej restauracja McDonald

Po tych intensywnych i różnorodnych dniach nawet granica nie wydaje się dziwna - wszystko idzie sprawnie i bezproblemowo choć odbywa się to zgodnie z tradycją i klimatem Afryki. Docieramy na przystań z której odchodzi prom do portu w Algeciras. Oczywiście zakupy w sklepie bezcłowym, który zostaje otwarty jak tylko prom opuszcza wody terytorialne. Po godzinnym rejsie docieramy do Hiszpanii. Z Algeciras obieramy kurs na Estaponę - małe hiszpańskie miasteczko. Kręta trasa prowadzi bezpośrednio nad Morzem Śródziemnym - niesamowity klimat Hiszpanii powala mnie na kolana. Chciałbym tylko po takich drogach się poruszać. Kolorowe morze, skały, małe miasteczka i kurorty Costa de Soul ... pisałem już o tym wcześniej.

Tu organizatorzy zarezerwowali hotel w centrum spokojnego miasteczka. Hotel ten leży bezpośrednio przy plaży a towarzyszą mu małe drewniane knajpki oświetlone wszystkimi kolorami żarówek. Widok z okna po otwarciu, którego widzimy tylko lazur Morza Śródziemnego zapiera dech. (wrzucam fotkę z okna balkonowego żeby się podzielić) Estapona sprawia wrażenie miasteczka bardzo spokojnego,nie ma gwaru i zgiełku, nikt się tu nigdzie nie spieszy,
samochody nie trąbią w ogóle ludzi jakby bardzo mało. Jednym słowem sjesta ! Dopiero wieczorem zaczyna się życie, ludzie zaczynają odwiedzać puby, wychodzą się bawić. Tu właśnie zaplanowaliśmy imprezę kończącą naszą wyprawę motocyklową. W pobliżu małego rybackiego portu znajduje się oświetlona tawerna,połączona z klubem dla motocyklistów. Przed klubem stoją motocykle wszelkiej maści, choppery, Criusery, ścigacze i oczywiście enduro.Jest w nim hiszpańska muzyka i piwo z zamrożonego nalewaka - czego chcieć więcej

Wszyscy bardzo pozytywnie nastawieni do siebie i uśmiechnięci bawią się do białego rana.
Po tak intensywnej nocy należy się nam dzień odpoczynku na plaży. Rano pogoda jak to nad Costa Del Soul - wylegujemy się na leżakach, sączymy zimną colę z pubu na plaży i zaczyna do nas docierać, że wieczorem wsiadamy w samolot i jeszcze dziś pożegnamy się z ciepłym krajem.
Wieczorem z wielkim smutkiem docieramy do Malagi gdzie zostawiamy nasze motocykle.
Maroko podczas mojej podróży motocyklowej urzekło mnie swoim niebanalnym pięknem,
nieprzewidywalnością oraz zmiennością. Co chwila zadziwiało mnie kontrastami krajobrazu a tego się nie spodziewałem. Dowiedziałem się kim są Arabowie, Berberowie no i Tuaregowie. Przez cały czas poznawałem ciekawych ludzi innych niż tych z którymi miałem do tej pory styczność.
Smakowałem lokalnej kuchni, która jest pełna przypraw z którymi się jeszcze nie spotykałem. I najważniejsze - wyjeździłem się dobrze motocyklem !
Do mojej dyspozycji było wszystko to czego motocyklista potrzebuje - piękna pogoda, niesamowite widoki, idealny asfalt, trochę szutrów i piękne zakręty w górach Atlas a to wszystko w afrykańskim klimacie !
Jestem bardzo zadowolony z formy podróży jaką wybrałem ! Tu chodzi mi o skorzystanie ze zorganizowanej wyprawy motocyklowej. Teraz wiem, że nie zmarnowałem czasu na nudne autostrady na które byłbym skazany gdybym miał tam dojechać na kołach. Po przeliczeniu wyszło mi, że potrzebowałbym na to w sumie dodatkowo około tygodnia (np. 2-3 dni w jedną stronę i 2-3 dni w powrotną), nie wspominając już o kosztach noclegów, paliwa no i opon.
Finansowo pewno wyszło by to bardzo podobnie jak transport motocykla i udział w zorganizowanej wyprawie. Nie musiałem też poświęcić wielu godzin przed wyjazdem na planowanie podróży oraz wybieranie tras.
Nie zastanawiałem się nad dostępnością i jakością noclegów - były po prostu zarezerwowane w miejscach uprzednio sprawdzonych więc tu też bez rozczarowań. Sprawy formalne takie jak deklaracje celne, przejście graniczne itp. których ja osobiście nie cierpię załatwił za mnie organizator.Co do samego organizatora czyli Advtrip (www.advtrip.pl) - myślę, że trochę reklamy się im należy ! Bardzo sympatyczni i zabawni ludzie, wszystko mieli pod kontrolą i wszystko było dopięte na ostatni guzik ! Bardzo pomagali przed wyjazdem, odpowiadali szczegółowo na zadane pytania, pomogli przy przygotowaniu motocykla do wyprawy (polecili mi wiele firm z których skorzystałem), na miejscu również zawsze byli dostępni i pomocni.
Widać w tym przedsięwzięciu, że motocykle, podróże i wyprawy to ich pasja a nie tylko biznes. Jednym słowem polecam ! [/img]
- Entergel
- Świeżak
- Posty: 3
- Dołączył(a): 24/2/2013, 11:54
Koszty do zniesienia jak za całą operację. Nie jest to jednak tania sprawa. Mnie wyszło to między 5-6 tyś
(transport,samolot, paliwo i noclegi na miejscu + skromne wydatki na alkohol
Co do moto - to pewno się zdziwisz ale drogi tam lepsze jak u nas
Gdzieś nawet czytałem relację gości, którzy
przejechali tą trasę ścigami
(transport,samolot, paliwo i noclegi na miejscu + skromne wydatki na alkohol

Co do moto - to pewno się zdziwisz ale drogi tam lepsze jak u nas

przejechali tą trasę ścigami
- Entergel
- Świeżak
- Posty: 3
- Dołączył(a): 24/2/2013, 11:54
Tak z ciekawości, bo piszesz, że podzielili was na dwie grupy. Podział ze względu na ilość motocykli (trudno się jeździ w peletonie kilkunastu sztuk), czy ze względu na rodzaj maszyn? Patrząc na zdjęcia, wybrałeś trasę, można powiedzieć "chopperową" (na takich klocach trudno jechać inaczej), czy też "bezpieczną" dla uczestników, a druga grupa pojechała jaką drogą? Też asfalt, tylko inne rejony, czy po prostu jechaliście w jakimś odstępie czasowym? Noclegi tylko pod dachem, czy też pod chmurką? Ciekawi mnie ta firma, bo siedziba w Zabrzu, a sam jestem z tego miasta. Niestety nie było mi dane poznać nikogo z organizatorów, a szkoda :-/ Choć kto wie - na lokalnym zlocie zamieniłem kilka słów z właścicielem prawie nowego GSa z Zabrza
Patrząc na reklamy, stronę i fotorelacje (nie wiem, czy to również nie reklamy, zapewje tak), tripy są pod wygodnickich - prowadzenie za od miejsca do miejsca, wypasione pensjuny itp. To oferta dla tych, którzy chcieliby spróbować czegoś innego niż oklepane "all inclusive" w Egipcie? Napisz coś więcej
Ja raczej nie skorzystam, ale jak sam napisałeś, wszystko jest na tip-top, więc zapewne dobre 90% chętnych będzie tym bardziej zainteresowanych. Ja wolę błądzić po swojemu 



- Artur_
- Świeżak
- Posty: 358
- Dołączył(a): 30/5/2008, 06:23
- Lokalizacja: Zabrze
Posty: 8
• Strona 1 z 1
Powrót do Turystyka motocyklowa
Kto przegląda forum
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 3 gości