Hmm...tak sobie czytam i...dochodze do pewnych wniosków i uwag..którymi teraz się podzielę.
Po pierwsze czyja wina i jaka prędkość. Wina moze być po obu stronach ale w większym stopniu po stronie puszkersa/ki, bo jednak zajechala droge patrząc najpewniej niedostatecznie długo i uwaznie. Zwrócono mi już kiedyś w pracy kilkakrotnie uwagę, że chyba jeszcze nie mam doświadczenia wystarczającego w jeździe, bo kiedy włączam się do ruchu, wyjeżdżam spod porządkowanej itp. to zwykle robie to dłuzej niż "normalni" kierowcy. Moja odpowiedź jest zawsze taka sama - bo ja patrze a nie zerkam, dlatego, ze zerkając moge niezauważyć skutera, motocykla itp...więc, kto tu jest bardziej "normalnym" kierowca. A kierowcy, szczególnie rutynowani mają taki właśnie automatyczny odruch, rzut okiem i jazda, bo pusto, które czasem nie okazuje się takie puste i wolne. Dlatego motocykle wbijają się w auta, dlatego dochodzi czesto do potrącen na pasach i kolizji na lewoskrętach...bo zamiast widzieć, kierowcy się tylko wydawało.
Predkość...ktoś widział crasch testy przy 50km/h ? Zwykle fury, czy motocykle wyglądają po tym masakrycznie. Tu mamy do czynienia ze skrzyżowaniem na jakiejś obwodówce lub coś w tym guście, czyli na drodze gdzie dozwolone jest 90km/h (przynajmniej u nas) a jeździ się po nich zwykle...każdy ile mu potrzeba
Jesli kolo zapinał nawet tylko 100km/h to wystarczyło by koło wbiło się w tę Audice, tym bardziej, że nie jest to nowośc tegorocznego salonu w Genewie. Jesli wziąć pod uwagę te testy przy 50km/h...100km/h wydaje się nagle predkością astronomiczną. Mam taką propozycje. Zwrócicie kiedyś uwage mijając samochody na jakiejś drodze krajowej jaka to jest prędkość...uruchomcie wyobraźnię- co się stanie gdy się spotkają dwa tak jadace samochody, samochód i motocykl itp...masakra. Dwa pojazdy jadace 90km/h które w ułamku sekundy zostają zatrzymane przez odkształacająca się, ważącą tone z hakiem zapore...wystarczy by testament zaczął być w rodzinie tematem numer jeden.
Co do zdolności ratowania życia ludzkiego przez rodaków już się kilka osób wiele razy tutaj wypowiedziąło...i pewnie jeszcze nie raz wypowie. Ja chciałbym tak trochę odnieść się do tego co napisał Lovtza i tego co napisała Dormarcia. Przykład Lovtzy o zakrwawionym gościu jest doskonały na tyle by, każdy zrozumiał chyba jedną ważną rzecz-kursy nauczą Was co robić właściwie, być może nawet automatycznie. Nie nauczą Was tego co tak czesto powoduje u ludzi brak jakiegokolwiek działania - szok, panika, strach na widok krwi, kości, ludzkiego mięcha, zakrawionego kolesia, który wydaje z siebie nie zawsze artykułowane dźwięki, lub nie wydaje żadnego dźwieku i wygląda jak zimny trup. Przeskoczenia tego nie da się nauczyć...są to po prostu rzeczy do których trzeba mieć albo predyspozycje albo zimną krew. Można też przywyknąć.
brak opisu...